piątek, 9 sierpnia 2013

Nowy wózek dla dzieciaka!!!



Miły na swoim nowym wózeczku. Namiastka samodzielności..

Ten tydzień był dla nas pełen niespodzianek..
Ledwo Miłoszek przyjechał do domu po operacji/zabiegu, a tu już pod domem czekał na niego nowy wózek aktywny..

 

czwartek, 8 sierpnia 2013

Owinięci wokół paluszka... ;-)

Ta noc nie byla łatwa.. Najpierw około wpół do trzeciej obudził nas świst bardzo porywistego wiatru. Gdy złapaliśmy już kontakt z rzeczywistością, to pomyśleliśmy że zaraz wepcha nam okno do pokoju, tak był mocny. Obudził się też i Miły i stwierdził iż nie będzie już dłużej spał.. Przy całej naszej trwodze on dostał śmiechawko-głupawki i śmiał się z byle czego jak zwykle żartując sobie z żywiołu..
Jakoś się udało poskromić potwora (nie mówię tu o wietrze.. ;-)
Zasnął. A to był dopiero początek dnia..
Zakrapianie oczu.. Prawie złamało nas psychicznie..
Bo jak tu przekonać lokatorów z sąsiednich pokoi że przy takich odgłosach naszego dziecka akurat nie składamy go rytualnie w ofierze lub żywcem nie obdzieramy ze skóry?...a to tylko zakrapianie oczka..
Nie do końca wiadomo czy rano nie dospał, czy spazmy aż tak go zmęczyły, ale po wszystkim uciął sobie drzemkę..
Cóż, czekamy..
W tym czasie wszyscy sąsiedzi gdzieś pojechali. Może i lepiej, bo dzięki temu nie przyjechała Policja.. Miły mial zakrapiane oczko średnio co 2 godziny..
Dobra, wszyscy zgłodnieli, jedziemy coś zjeść..
Dostaliśmy się do centrum. Głowa boli -> Apteka -> Aplikacja leku. Spokój.  Obiad, zakropienie oczka (już pora) -> "Boli głowa!" -> telefon do gabinetu i umówienie się na nieplanowaną wizytę z doktorem.
W gabinecie Pan doktor pokazał na modelu (Miłoszku) jak zakrapiać oczy. Powoli i spokojnie.  I wszystko wytłumaczył: Dlaczego płacze, że wykorzystał do perfekcji sytuację i owinął nas sobie wokół paluszka oraz jak wobec niego postępować..
Zakropienie i nic!
Zero płaczu!!
NIC!!!
Szczęki na podłodze..
Nasze.
Przysięglibyśmy że ktoś go nam podmienił na spokojnego i opanowanego klona, gdyby nie fakt że prawie nie spuszczaliśmy go z oka..
Przez chwilę myśleliśmy że nasz Pan doktor to zaklinacz dzieci..
No i teraz, za przyzwoleniem naszego Pana i Despoty pojechaliśmy na wystawę klocków Lego do nieodległego Karpacza..
Tam chłopcy byli w siódmym niebie!

środa, 7 sierpnia 2013

dzień po operacji

 Dopiero w nocy zaczęło Miłoszka boleć oczko i denerwował się, że ma w rączce wenflon. Ale po podaniu środka przeciwbólowego i wyjęciu wenflonu zasnął i spał spokojnie do rana.
Rano Pan doktor zdjął mu plasterek i powiedział, że wszystko w porządku. Choć Miły wygląda na razie jak wampirek:-) Do kontroli mamy się stawić w piątek, więc aby znów nie pokonywać tej ciężkiej trasy, do tego czasu zostajemy w Jeleniej Górze.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Kolejna operacja..

W ostatnich dniach świadomość nadejścia tej chwili przytłaczała naszą psychikę swoją nieuchronnością niczym walec drogowy..
Nerwy, wątpliwości, wahania dały się nam trochę we znaki..
W efekcie wpis ten powstał już "po wszystkim", gdyż wcześniej nikt nie miał czasu ani głowy żeby coś sklecić....
W niedzielę pakowanie już od popołudnia, w poniedziałek rano wyjazd, zamiast czterech- sześć godzin jazdy  (nadprogramowe postoje na siku, kupkę itp), dwie czekania w kolejce, w końcu wizyta kontrolna przed operacją.
 Miły już wtedy słaniał się na nóżkach, łypał oczkami i non stop mówił: "spaać, błagam.."
Po wizycie zakwaterowanie w szpitalu i solidna obiadokolacja po drodze, bo następnego dnia zabieg a przed zabiegiem, standardowo trzeba być na czczo..
Od rana wszyscy lekko poddenerwowani.
Dla rozładowania emocji najlepsze jest chodzenie.. ;-P
Miły aż był mokry..niewątpliwie miała w tym swój niechlubny udział aura - było gorąco jak w piekarniku, w dodatku słońce paliło nam wprost w okno naszego pokoju..nawet otwieranie drzwi na korytarz nie przyniosło skutku-owszem, wywołało podmuchy powietrza, ale kojarzyło się one raczej z farelką..
O 10:26 nastała najgorsza dla nas wszystkich chwila i Miły został zabrany na zabieg..
Taka chwila, mimo iż wiadomo, że nie jest to operacja od której zależy życie zawsze jest najcięższa dla wszystkich..
Przygotowywaliśmy na nią Miłego już od dobrych kilku dni, tłumacząc mu żeby się nie bał gdy zostanie zabrany od nas, że chwilę musi pobyć sam, wśród obcych osób..
Jednak teoria teorią, a w praktyce zawsze jest inaczej, zwłaszcza jeśli jest się 7-latkiem.. :-S
Krzyk i płacz dziecka, bezsilność z drugiej strony i świadomość, że to jednak konieczne dla jego dobra zamieniają psychikę rodzica w emocjonalny poligon doświadczalny..
W tym momencie nastąpił paradoks czasu - oczekiwanie wydawało nam się wiecznością, choć operacja trwała godzinę. Jeszcze bardziej czas dłużył nam się w oczekiwaniu aż Miły się obudzi, a potem, aż dojdzie do siebie po narkozie (był bardzo słaby i sporo wymiotował. Doszedł do siebie dopiero koło 16 ej.
Jak przystało na twardziela ani nie zapłakał po zabiegu...
Na razie zdjęćka z dzisiejszego obfitującego w emocje dnia..



czwartek, 1 sierpnia 2013

Miłosz miłośnikiem kolarstwa..

We wtorek tata z racji złej pogody wcześniej skończył pracę. Ledwo przyjechał, przebrał się natychmiast w "normalne" ubranie, krzyknął tonem nawet nie biorącym pod uwagę innej możliwości: "Hej Chłopaki, jedziemy na Tour de Pologne!!" i zabrał urwisiaków. Dotarli na trasę III etapu na parę minut przed planowanym przejazdem wyścigu. Było mnóstwo pilotujących samochodów i motocykli policyjnych i technicznych, hałas i istny motoryzacyjny zawrót głowy, ludzie masowo wylegli na drogę tak samo jak my wyczekując przejazdu upragnionego wyścigu.. Któryś z pojazdów policyjnych "postraszył" nas, gapiów swoją syreną.. Miły nie omieszkał zapytać co jest grane i wiedząc o co chodzi już za chwilę przy każdym przejeździe dostawał głupawko-śmiechawki, skacząc jak kangur i wrzeszcząc na całe gardło w stronę samochodów i motocykli: -Gliny!, gliny!, gliny!..