poniedziałek, 26 lutego 2018

turnus

Za nami pracowite ferie. Spędziliśmy je w ośrodku rehabilitacji "Filii" w Bielsku Białej. Miłek jak zwykle ćwiczył dzielnie, dając z siebie wszystko i jeszcze więcej;-) Popołudniami zaś odpoczywał, choć najczęściej też pół aktywnie;-) Czas upłynął tak szybko, że ani się nie obejrzeliśmy i już jutro trzeba wrócić do szkoły i kolejnych zmagań, tym razem z nauką.. I tak od usprawniania fizycznego przejść do poszerzania granic intelektualnych.
 Każdy turnus to doświadczenie. Nie tylko dla Miłosza,ale także dla nas. Nie da się przyzwyczaić do widoku chorych dzieci. Przejść nad tym do porządku dziennego.. Choć wielu rodziców już znamy z turnusów, wciąż pojawiają się nowi z inną historią... Choć każdy z nas jest inny, ma dziecko w innym stanie zdrowotnym, łączy nas jeden cel : dążenie do poprawy zdrowia naszych dzieci. Czasem jest to walka o stanięcie na nogi, czasem o pierwszy krok, czasem o odzyskanie utraconej sprawności a czasem o lepsze rozluźnienie dziecka, o mniej bólu.. Turnusy to nie tylko usprawnianie  dzieci z mózgowym porażeniem dziecięcym, czy osób po wypadkach. To całe mnóstwo różnych schorzeń, od niedotlenienia, przez stan po nowotworze, ale także dzieci,  kiedyś w pełni zdrowe, którym zatrzymało się krążenie i teraz są całkiem zależne od innych, niezdolne do samodzielnej egzystencji... To rodzice, którzy całe życie jeżdżą od turnusu do turnusu, z rehabilitacji na rehabilitację. Byli już wszędzie, próbowali każdej terapii, o której usłyszeli. Odwiedzili wszystkich polecanych specjalistów, sprawdzili wszystkich znachorów i uzdrowicieli na terenie Polski. Wypróbowali większość zaopatrzeń ortopedycznych. Znają większość modeli wózków inwalidzkich, dzielą się wiedza gdzie najlepiej zrobić ortezy a gdzie gipsy ćwiczebne, jaki pionizator wybrać, które zabiegi operacyjne mogą pomóc, gdzie najlepiej rehabilitują, gdzie jest dobra hipoterapia a gdzie basen. Jaka szkołę wybrać i jak poradzić sobie z murem na który często wpadają... To dziesiątki, setki, tysiące rodzin, które całe swoje życie podporządkowały jednemu: dążeniu do usamodzielnieniu swego dziecka. To rodziny, które codzienność dopasowują do planu rehabilitacji, które mogą nie wiedzieć co będzie jutro, ale muszą mieć zaplanowana rehabilitację co najmniej rok do przodu..bo potem nie będzie już miejsc i co wtedy z ich dzieckiem... Mijamy się.., po kilkunastu latach rehabilitacji, każdy z nas ma już miejsca, w których najlepiej ćwiczą z naszym dzieckiem, tych się trzymamy.. Jedni stykają się na turnusach kilka razy w roku, z innymi widzimy się raz na kilka lat. Łączy nas to, że wciąż jesteśmy w drodze... w drodze po samodzielność naszych dzieci... Żegnamy się więc mówiąc : "do zobaczenia na szlaku"....





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zostaw dobre słówko:-)