środa, 9 grudnia 2015

nasze cookies :-)

Święta coraz bliżej. Nie słyszeliśmy co prawda jeszcze reklamy coca-coli, ale to zapewne dlatego, że od dłuższego czasu w ogóle nie oglądamy telewizji... Po prostu z braku takiej potrzeby.. Jednakże czytając coś online, co i rusz natykam się na reklamy blogów, na których mamy pieczołowicie dziergają świąteczne szaliczki, wraz z dziećmi przygotowywują ręcznie robione kartki świąteczne, lub nocami produkują adwentowe kalendarze. No i jeszcze ciasteczka, pierniczki pieczone rodzinnie, już niedługo się zaczną. Z podziwem, oraz niejaką frustracją analizuję, gdzie ginie mój czas, który też mogłabym, przeznaczyć na precyzyjne planowanie, przygotowywanie i wykonywanie tychże czynności. Zerkam niekiedy na przepiękne (wcale nie ustawiane) blogowe zdjęcia z cyklu
"w moim magicznym domu" i zastanawiam się, jak tu rozciągnąć dobę, jak lepiej się zorganizować, żeby choć upiec z dzieciakami a nie w pośpiechu, ciasteczka... O kalendarzu nie było mowy, pomysł z kartkami też pewnie nie doczeka się realizacji nie tylko ze względu na brak czasu ale tez z uwagi na moje słabe zacięcie artystyczne.. Cóż, zajęcia plastyczne nigdy nie były moją najmocniejszą  stroną, nawet dziś gdy praktykuję rysowanie zwierzątek o które prosi mnie córka: "narysuj mi kotka", "narysuj pieska" . Ładny piesek Jagódko? ooo, to nie piesek, to konik!! A mnie się wydawało, że po setnym piesku idzie mi już całkiem nieźle...:-(
 W ostatnich dniach Miłosz był w domu, bo się przeziębił, zaraził siostrę więc dzień prócz standardowych obowiązków składał się głównie, z inhalowania, pojenia, podawania witamin, usuwania kataru, zakraplania nosa itd, w kółko. Dziś Miłosz poczuł się lepiej, a mnie wydawało się, że jesteśmy trochę do przodu z czasem więc co tam , możemy zrobić ciasteczka, których wykonanie odkładam już jakieś pół roku;-) Jeszcze tylko obiad, pranie, karmienie, to tamto i czas się skurczył jak zwykle. Poza tym rehabilitacja no i jeszcze popołudniu wywiadówka... No ale słowo się rzekło a słowa trzeba dotrzymać, więc wieczorem upiekliśmy z Miłoszkiem ciasteczka, które własnoręcznie wycinał. Sam też wałkował ciasto,  więc można powiedzieć, że wyszły wprost spod jego ręki;-) 
No i są przepyszneeee:-)