"w moim magicznym domu" i zastanawiam się, jak tu rozciągnąć dobę, jak lepiej się zorganizować, żeby choć upiec z dzieciakami a nie w pośpiechu, ciasteczka... O kalendarzu nie było mowy, pomysł z kartkami też pewnie nie doczeka się realizacji nie tylko ze względu na brak czasu ale tez z uwagi na moje słabe zacięcie artystyczne.. Cóż, zajęcia plastyczne nigdy nie były moją najmocniejszą stroną, nawet dziś gdy praktykuję rysowanie zwierzątek o które prosi mnie córka: "narysuj mi kotka", "narysuj pieska" . Ładny piesek Jagódko? ooo, to nie piesek, to konik!! A mnie się wydawało, że po setnym piesku idzie mi już całkiem nieźle...:-(
W ostatnich dniach Miłosz był w domu, bo się przeziębił, zaraził siostrę więc dzień prócz standardowych obowiązków składał się głównie, z inhalowania, pojenia, podawania witamin, usuwania kataru, zakraplania nosa itd, w kółko. Dziś Miłosz poczuł się lepiej, a mnie wydawało się, że jesteśmy trochę do przodu z czasem więc co tam , możemy zrobić ciasteczka, których wykonanie odkładam już jakieś pół roku;-) Jeszcze tylko obiad, pranie, karmienie, to tamto i czas się skurczył jak zwykle. Poza tym rehabilitacja no i jeszcze popołudniu wywiadówka... No ale słowo się rzekło a słowa trzeba dotrzymać, więc wieczorem upiekliśmy z Miłoszkiem ciasteczka, które własnoręcznie wycinał. Sam też wałkował ciasto, więc można powiedzieć, że wyszły wprost spod jego ręki;-)
No i są przepyszneeee:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zostaw dobre słówko:-)